Mój dziadek był leśniczym. Przez całe życie pielęgnował las, który był dla niego jak drugi dom. Kiedy zmarł, w testamencie pozostawił mi coś dziwnego: starą, metalową puszkę po herbatnikach, a w niej klucz i kartkę ze współrzędnymi GPS. "Dla ciebie, wnuku, który nie boi się zaglądać w głąb" – napisał. Rodzina myślała, że to jakiś sentymentalny żart. Ale ja wiedziałem, że dziadek nie żartował. Wykorzystałem długi weekend, by pojechać w oznaczone miejsce – była to stara leśniczówka, którą dziadek opuścił lata temu, gdy dostał nową. Klucz pasował do drzwi piwnicy.
W środku, oprócz zapachu wilgoci i starych narzędzi, znalazłem skrzynię. W niej nie było złota ani diamentów. Były za to zeszyty z obserwacjami przyrodniczymi, pięknie rysowane mapy, i… mały, zeszyt w twardej oprawie z napisem „Moje małe szaleństwa”. Otworzyłem go. Dziadek opisywał tam, jak w długie, zimowe wieczory, kiedy las spał, oddawał się „gimnastyce umysłu” – jak to nazywał. Były tam zapiski z gier karcianych, szachów, a na ostatnich stronach – adres strony internetowej i zaszyfrowany kod. Obok odręczna notatka: „Kod ważny do ostatniego dnia. Niech cię prowadzi tak, jak mnie prowadził.”
To był
kod promocyjny vavada. Dziadek, człowiek, który rozmawiał z drzewami, korzystał z nowoczesnych platform? To było nie do wiary. Poczułem, że muszę to sprawdzić. Nie dla pieniędzy, ale dla kontaktu z nim. Dla zrozumienia tej części jego życia, o której nikt nie wiedział. To był mój sposób na żałobę.
W domu, z duszą na ramieniu, wprowadziłem kod podczas rejestracji. Był ważny. System zaakceptował kod promocyjny vavada i zasilił moje konto bonusem. Poczułem dziwne ciepło. To było jak otrzymanie od niego pozwolenia na wejście do jego tajemnego ogrodu. Wybrałem grę, która wydała mi się… leśna. Automat o tematycie dzikich zwierząt i starożytnych totemów. Grałem małymi stawkami, używając tylko bonusu. Z każdym spinem myślałem o nim. Jak tu siedział, przy kominku, i klikał. To była nasza wspólna, milcząca podróż.
Przez pierwsze godziny niewiele się działo. Trochę wygrałem, trochę przegrałem. Ale czułem się dziwnie spokojny. To nie była gra. To był rytuał. Aż w pewnym momencie, gdy na ekranie pojawiły się trzy symbole wilka – zwierzęcia, które dziadek szczególnie cenił – rozpoczęła się gra bonusowa.
Przeniosłem się do wirtualnego lasu. Miałem podążać śladami wilka, wybierając ścieżki. Każda dobra decyzja prowadziła do nagrody: świetlistych runów, które odkrywały fragmenty większej układanki. To było jak rozwiązywanie zagadki, którą dziadek dla mnie przygotował. Z każdym ruchem czułem się, jakbym był bliżej niego. Aż w końcu, gdy zebrałem wszystkie runy, na ekranie pojawił się wizerunek wielkiego, srebrnego wilka, który wyłonił się z mgły. I wtedy zaczęła się seria darmowych spinów z „duchem lasu” – specjalnym, dzikim symbolem, który zastępował inne i potrajał wygrane.
Patrzyłem, jak saldo, zaczynające od zera dzięki kodowi promocyjnemu vavada, zaczyna rosnąć. Najpierw powoli, jak wschód słońca w lesie. Potem coraz szybciej, jak ulewa. Kwota zmieniała się w liczbę, która nie miała sensu. To nie były już setki, a tysiące, a potem dziesiątki tysięcy złotych. Siedziałem przed komputerem z łzami w oczach. To nie była wygrana. To był prezent. Ostatni, najhojniejszy prezent od dziadka. On nie zostawił mi pieniędzy. Zostawił mi klucz, który otworzył drzwi do tego prezentu.
Pieniądze z wypłaty były realne. Część przeznaczyłem na stworzenie małego, leśnego sanktuarium na jego cześć – ławeczki z tabliczką w jego ulubionym zakątku lasu. Resztę zainwestowałem w kurs leśnictwa. Dziś pracuję w lasach państwowych, kontynuując w pewnym sensie jego dzieło.
Czy gram dalej? Raz do roku, w rocznicę jego śmierci. Wchodzę, używam jakiegoś darmowego kodu, jeśli znajdę, i gram w ten sam automat z wilkami. Nie po to, by wygrać. Po to, by z nim porozmawiać. By poczuć tę samą ciszę, która panowała w leśniczówce. I by podziękować. Bo dziadek nauczył mnie, że największe skarby nie są zakopane w ziemi. Czasem są ukryte w starym zeszycie, w zakodowanej wiadomości i w zaufaniu, że wnuk zrozumie. A ten kod promocyjny vavada? To był jego sposób na przekazanie mi nie kapitału, ale szansy. Szansy na inny początek. I za to jestem mu wdzięczny każdego dnia, gdy wchodzę do lasu, oddycham żywicą i słyszę śpiew ptaków. On dał mi to wszystko. Nawet jeśli drogą, której bym się nie spodziewał.